Autor: KATARZYNA PIECHOWICZ – PAULINEK
Początki bywają trudne
Wychowywałam się w niewielkiej miejscowości na tzw. ścianie wschodniej. Do szkoły miałam ponad 3 kilometry. Zimy były wtedy takie prawdziwe – śnieżne i mroźne, a odwożenie dzieci do szkoły nie było powszechnym standardem. Chodziłam do jednej klasy ze starszym o rok bratem, a że uczennicą byłam pilną i solidną, mój brat z chęcią korzystał z takiego wsparcia.
Z wielkim sentymentem wspominam czasy podstawówki. Już wtedy jednak ciągnęło mnie do większego miasta, które daje większe możliwości. Fascynowało mnie prawdziwe „studenckie życie”, o którym słyszałam od znajomych.
Szkoła średnia – pierwszy poważniejszy wybór. Co dalej? Liceum czy może technikum, by mieć jakiś zawód? Myślałam poważnie o liceum pielęgniarskim. Znajoma pielęgniarka jednak przybliżyła mi realia tego szlachetnego, aczkolwiek niedocenionego zawodu. W efekcie zdecydowałam się na liceum ekonomiczne. Nauka zawsze przychodziła mi z łatwością, wiedziałam więc, że będę chciała ją kontynuować. Psychologia czy socjologia, a może pedagogika… Zawsze chciałam pracować z ludźmi.
I wtedy życie przybrało nioczekiwany obrót. Załamanie psychiczne po stracie bliskiej osoby spowodowało, że nie podeszłam do matury w pierwszym terminie. Maturę zdawałam dopiero kilka lat później, już jako bardziej dojrzała, doświadczona i świadoma osoba.
Konsekwentnie, systematycznie, wytrwale do celu
Przyszła pora na usamodzielnienie się. Pierwsze lata poza domem nie należały do najłatwiejszych, tym bardziej, że zdecydowałam się na rozpoczęcie samodzielnego życia w stolicy. Bardzo jestem wdzięczna rodzinie i znajomym za okazane wtedy wsparcie i pomoc. Pierwsze doświadczenia zawodowe zdobywałam, jak wiele młodych dziewczyn, w branży odzieżowej, pracując w Warszawie jako ekspedientka w pewnej właśnie rozwijającej się polskiej sieci sklepów odzieżowych. Otwartość i łatwość nawiązywania kontaktów z ludźmi sprawiały, że to zajęcie dawało mi pewną radość, aczkolwiek zawsze wiedziałam, że nie jest to zajęcie, które chciałabym wykonywać już na zawsze.
Przy regularnej pracy nie zaniedbywałam też nauki. Przygotowywałam się do matury i intensywnie uczyłam się języka angielskiego (angielski nie był w tamtym czasie w programie szkoły powszechnej). Dysponowałam ograniczonymi środkami finansowymi, w dodatku miałam dość nieregularny grafik pracy, dlatego też uczyłam się języka metodą self-study, korzystając z korespondencyjnych kursów ESKK. Konsekwentnie, codziennie, systematycznie poznawałam słówka i formuły. I muszę przyznać, że opanowałam tę umiejętność nie gorzej niż moi znajomi, którzy szlifowali język uczestnicząc w regularnych kursach. A to wszystko dlatego, że przyświecał mi konkretny cel: chciałam rozpocząć studia i pracować w międzynarodowych organizacjach. Wierzę mocno, że chcieć znaczy móc. Jednak nawet najlepsza strategia nie przyniesie rezultatów bez wewnętrznej motywacji.
To wielkie szczęście spotkać na swojej drodze inspirujących liderów
Pierwszą przygodę z organizacjami międzynarodowymi rozpoczęłam w latach 90tych pracując w tzw. „projektach” finansowych z grantów przyznawanych ze środków pomocowych, głównie amerykańskich, na rozwój raczkującej polskiej gospodarki rynkowej. Pamiętam do dzisiaj jak czułam się trochę nieswojo, kiedy to do swojego szefa zwracałam się po imieniu… W tamtym czasie zwyczaj niespotykany w polskich organizacjach. Szlifowałam więc swój angielski, poznawałam standardy pracy w organizacjach międzynarodowych i rozpoczęłam studia na wydziale prawa i administracji. Cudowny czas – intensywny wzrost i rozwój na wielu płaszczyznach.
Projekty międzynarodowe dobiegły końca i przyszła pora na prawdziwy biznes, oczywiście w międzynarodowej organizacji. W ten sposób trafiłam do Frito Lay, firmy zajmującej się produkcją
i dystrybucją chipsów Lay’s , będącej częścią koncernu PepsiCo. Tam też stawiałam swoje pierwsze kroki w dziale personalnym. Na początek tzw. twardy HR, czyli administracja personalna. Ktoś może powiedzieć, że to nudna, kadrowa robota. Moim zdaniem solidny twardy HR to „must have” w każdej organizacji. Bardzo się cieszę, że mogłam zdobyć to doświadczenie, które procentowało również w mojej późniejszej karierze.
Ponieważ wykazywałam potencjał i chętne podejmowałam się nowych, ciekawych wyzwań, zostałam oddelegowana do projektu wdrożenia narzędzia on-line do zarządzania oceną roczną. Rozwiązanie coraz powszechniej stosowane w dużych organizacjach. W ten sposób zostałam ekspertką od procesów HRowych i w naturalny sposób przestawiłam się na tzw. miękki HR. Rozwijałam się w tym obszarze przez kolejnych kilka lat i przyszedł czas na kolejny krok w karierze. Podczas gdy pracowałam nad możliwościami wewnątrz organizacji, pojawiła się wtedy w mojej głowie pewna myśl… że w zasadzie znam tylko jedno środowisko biznesowe i może warto byłoby spróbować czegoś innego.
Myśl to energia – uważaj o czym myślisz…
Kiedy szukałam miejsca na swój nowy życiowy projekt (własny dom) na obrzeżach Warszawy, odkryłam, że znajduje się tam fabryka znanego międzynarodowego koncernu. Może mogłabym tu kiedyś pracować – pomyślałam wtedy… Tak też się stało. Nowe możliwości pojawiły się, kiedy się na nie otworzyłam. Zostałam HR Biznes Partnerem w zakładzie produkcyjnym Colgate. W dodatku kilka kilometrów od domu, z dala od warszawskich korków i zgiełku. Wyrwana z komercyjnej, biurowej atmosfery musiałam nauczyć się innego sposobu pracy. Osoby, które miały styczność ze środowiskiem produkcyjnym, wiedzą co mam na myśli. Inne wskaźniki, inne priorytety, a przede wszystkim inny klient wewnętrzny. Szlifowałam więc swoje umiejętności HRowe, będąc kluczowym partnerem w realizacji celów zakładu produkcyjnego. Doskonale odnalazłam się w tej roli i w tym środowisku.
Kiedyś, dzieląc się swoimi wrażeniami z pracy w fabryce z sąsiadką, usłyszałam, że ona na moim miejscu pracowałaby tam do emerytury. Ja chyba tak nie chcę – pomyślałam wtedy, chcę iść dalej. Zaledwie po 2 latach pracy w fabryce przyszło nie lada wyzwanie. W związku z planami korporacji dotyczycącymi optymalizacji produkcji w Europie, została podjęta decyzja o zamknięciu fabryki. Dodatkowo, decyzja ta została ogłoszona pracownikom na 3 lata przed planowaną datą zamknięcia. Byliśmy ostatnią z 3 zamykanych fabryk. Naszym zadaniem było więc produkować do końca, przejmując produkty z pozostałych 2 zakładów, utrzymując efektywność i zaangażowanie załogi.
Nic prostszego 😊 Wypełniliśmy to zadanie z dumą i godnością. Miałam ogromne szczęście i zaszczyt być częścią wspaniałego zespołu, który traktował to zadanie jak osobistą misję. Dotrwaliśmy do końca w prawie niezmienionym składzie. Emocje wzięły górę dopiero z chwilą wręczania wypowiedzeń. Byłam jednak spokojna o swoją załogę – dzięki programowi outplacementowemu, który został dostosowany do naszych potrzeb, wszyscy zostali dobrze przygotowani do nowych wyzwań. Satysfakcja – ogromna; doświadczenie – bezcenne… Pomyślałam wtedy, że doświadczenie zamykania biznesu mam już za sobą, teraz pora na zbudowanie czegoś nowego 😊
Warto zaakceptować chwilowe niedogodności, aby osiągnąć długofalowe cele
W tym czasie pojawiły się możliwości kontynuowania kariery w innej, strategicznej fabryce Colgate na Dolnym Śląsku. Decyzja niełatwa, ponieważ wpływająca na sytuację całej rodziny, która początkowo przyjęła pomysł przeprowadzki na drugi koniec Polski dość sceptycznie. Nowa praca męża, nowa szkoła syna – wszystko trzeba było zorganizować na nowo. Przez pierwsze pół roku byłam weekendową mamą, przemierzając co tydzień trasę Warszawa-Wrocław. Rozłąka z rodziną okupiona tęsknotą jest doświadczeniem, przez które nie chciałabym ponownie przechodzić.
Życie ekspata, oprócz wielu niewątpliwych zalet, jest pewnym wyzwaniem pod względem rodzinno-towarzyskim. Jednak przekonanie, że jest to inwestycja w rozwój zarówno mój, jak i moich najbliższych, pozwalała łatwiej znosić niedogodności. Okazało się, że można mieszkać z dala od stolicy i to całkiem ciekawie 😊 Spędziliśmy na Dolnym Śląsku kilka fajnych lat i szczerze pokochaliśmy ten region.
Nowe środowisko pracy przywitało mnie kolejnymi wyzwaniami. Rynek pracownika rządził się swoimi prawami i kwestie, które wcześniej nie stanowiły problemu, stały się kluczowe dla zapewnienia sprawnego funkcjonowania biznesu. To było kilka bardzo intensywnych lat. Czas, w którym wzbogaciłam się o nowe, cenne doświadczenia i poznałam wielu wartościowych ludzi.
A później przyszedł Covid. W zakładzie produkcyjnym, strategicznym i jedynym w Europie, Covid miał zupełnie inny wymiar niż w zaciszach domowych biur. Nowa sytuacja wymagała innego typu przywództwa i zaangażowania liderów, a nie wszyscy byli na to gotowi. Obawa o własne zdrowie i poczucie niesprawiedliwości wobec faktu, ze jedni mogą pracować zdalnie, a od innych wymagana jest fizyczna obecność w fabryce, powodowała frustrację oraz falę negatywnych emocji. Pracownicy potrzebowali, aby po prostu z nimi być – zwyczajnie porozmawiać, okazać empatię, zainteresowanie. A tego nie można załatwić będąc na home office. W tej sytuacji stwierdzenie „lead by example” nabierało innego znaczenia.
Najważniejsze, aby mieć plan…
Niestety Covid odbił się również bezpośrednio na moich sprawach osobisto – rodzinnych. Moja rodzina wróciła do Warszawy, a ja zdecydowałam, że nie chcę być weekendową mamą. Dlatego też przyszła pora na realizacje planu B, chociaż nie był to najlepszy czas na zmianę pracy. Perspektywa ponownej rozłąki z rodziną była jednak bardzo dobrym motywatorem do realizacji podjętego planu.
Jak wspominałam wcześniej, po projekcie zamknięcia zakładu miałam myśl, żeby zbudować coś nowego. Jakkolwiek niewiarygodnie to zabrzmi, to właśnie taka możliwość pojawiła się z chwilą podjęcia decyzji o powrocie do domu. Z chęcią podjęłam się wyzwania polegającego na poprowadzeniu funkcji HR w przedsiębiorstwie znajdującym się w procesie przejęcia przez inną jednostkę. Proces złożony i długotrwały, zawierający dużą dawkę emocji i niepewności. Kolejna ekscytująca przygoda w moim doświadczeniu, która właśnie się zaczęła…
Moja recepta na udaną karierę?
Udana kariera dla mnie to przede wszystkim możliwość samorealizacji i pracy w zgodzie z samym sobą, swoimi wartościami i przekonaniami. Pomaga mi też wrodzony optymizm oraz otwarty sposób myślenia – nigdy nie myślę o zadaniu, że jest trudne. Raczej zastanawiam się jak je zrealizować.
W pracy HRowca bardzo ważna jest umiejętność budowania relacji i zaufania, ale przede wszystkim empatia. Zachowanie empatii, przy jednoczesnym wspieraniu celów biznesowych bywa czasami niełatwym wyzwaniem. To jedna z ważniejszych lekcji, którą odebrałam w swojej karierze.
Pomimo swego dość bogatego doświadczenia w obszarze HR, ludzie ciągle potrafią mnie zadziwić 😊 To jest coś, co bardzo lubię w swojej profesji, co ciągle sprawia mi dużo radości i nie pozwala się nudzić.
PYTANIA I ODPOWIEDZI
– Z perspektywy osoby, która pracowała na różnych stanowiskach i w różnych firmach, jakie umiejętności przydały Ci się na wszystkich etapach kariery zawodowej? W jakie umiejętności warto zainwestować swój czas i energię, bo dają szansę na odnalezienie się w różnych sytuacjach zawodowych?
K.P.P. – Odnosząc się do pytania, w pierwszej kolejności przychodzi mi na myśl umiejętność budowania relacji, zorientowanie na wynik czy też konsekwencja w działaniu.
Uniwersalną umiejętnością, która przydała mi się na wszystkich etapach kariery jest analiza sytuacji i umiejętność wyciągania wniosków. Jest to umiejętność, która stanowi fundament innych kompetencji przydatnych w życiu zawodowym i nie tylko, a mianowicie strategicznego myślenia oraz ustalania odpowiednich priorytetów i podejmowania działań.
Inną cenną i uniwersalną umiejętnością, przydatną nie tylko w obszarze zawodowym, jest umiejętność słuchania. Zdawałoby się prosta rzecz. Z moich obserwacji wynika jednak, że nie jest to umiejętność powszechnie spotykana. Ważne jest również, aby rozwinąć umiejętność stawiania sobie i innym odpowiednich pytań, które nakierują na właściwe odpowiedzi.
– Który moment w Twojej dotychczasowej karierze był dla Ciebie najtrudniejszy i dlaczego?
K.P.P. – W dotychczasowym doświadczeniu było kilka momentów, które z pewnością zostawiły trwały ślad. Z perspektywy czasu najtrudniejszy był moment, kiedy przyszło mi zakomunikować ponad 200-osbowej załodze, że ich miejsca pracy wkrótce zostaną zlikwidowane. Doświadczenie to było trudne przede wszystkim na poziomie emocjonalnym. Była to decyzja, na którą nie mieliśmy wpływu. Sytuacja wymagała zachowania najwyższego profesjonalizmu i dawania dobrego przykładu do samego końca, nawet jeśli wewnętrznie decyzja biznesu nie była łatwa do zaakceptowania.