Autor: TOMASZ JANIAK
W marcu 2015 roku byłem na samym początku prowadzenia firmy, bez klientów, zleceń czy nawet bazy kontaktów. I wtedy właśnie postawiłem wiele na jedną kartę. Poleciałem do Nowego Jorku, po coś, czego nie mogłem być pewien. Ale mocno czułem to w sercu.
Rzucam pracę
Wszystko zaczęło się jesienią 2014 roku. Było wrześniowe, ciepłe popołudnie kiedy stałem na balkonie biura firmy, w której pracowałem. Zajmowałem się marketingiem. Pracowaliśmy dla prywatnych praktyk medycznych w USA. Rozejrzałem się dookoła i pomyślałem: “Super robota. Fajni ludzie. Wyjazdy do Stanów. Ale czuję, że czas przelatuje mi przez palce. Że coś tracę, że moje miejsce jest gdzie indziej”. Tego samego roku, w grudniu, zrobiłem dwie kluczowe rzeczy w moim życiu. Zostawiłem tę pracę i ożeniłem się z Dagmarą, z którą teraz mam dwójkę niezwykle energicznych, małych chłopców.
Zostawiłem etat, bo chciałem być trenerem i coachem. Miałem umiejętności, odrobinę doświadczenia i kompletnie nic poza tym. Pierwsze tygodnie to była trudna, szara, zimna rzeczywistość stycznia i lutego bez żadnych perspektyw biznesowych.
Pewnego dnia natrafiłem na YouTube na prezentację o Action Learning – procesie, który służy do pracy nad biznesowymi problemami i jednoczesnym rozwojem ludzi. Z tej prezentacji sporządziłem dla siebie narzędzie do prowadzenia prostej sesji Action Learning z grupą. Był luty. W tamtym czasie prowadziłem warsztaty dla wolontariuszy Akademii Przyszłości i na nich właśnie użyłem pierwszy raz Action Learning. Prosto, kulawo, ale zadziałało. Informacje zwrotne były świetne. Pomyślałem: “Jeśli tak to działa, w tak prostej formie, to musi coś w tym być”.
Napisałem do WIAL-u (World Institute for Action Learning), czyli Światowego Instytutu Action Learning z pytaniem jak można się tego nauczyć. Odpisali: “Przyjedź do Nowego Jorku, akurat w marcu jest szkolenie.”
Miałem mało czasu do namysłu. Przelot do Nowego Jorku, koszty pobytu, szkolenie w amerykańskiej cenie, brak stałych dochodów – to wszystko nie ułatwiało mi decyzji. Pomyślałem: “Jeśli pojadę i będzie do bani, najwyżej stracę kupę kasy. Ale jeśli nie pojadę, do końca życia będę pluł sobie w brodę i pytał siebie „co by było gdybym pojechał…”. Więc pojechałem.
Nowy Jork
20 marca 2015 roku wylądowałem na JFK i metrem podążyłem na ośnieżony Brooklyn do zamówionego hostelu przy ul. Kościuszki. Pierwsze dwa dni zwiedzałem słoneczny, choć mroźny Nowy Jork. Później zaczęło się szkolenie. Było świetnie. Zaraz po nim wróciłem do Polski, dokończyłem swoją certyfikację w WIAL i zacząłem pokazywać ludziom Action Learning.
Na początku szło powoli, ale kula śnieżna też zaczyna się od pierwszych, małych i mozolnych ruchów. Kiedy ludzie z WIAL zobaczyli moje zaangażowanie, zaproponowali mi członkostwo w zarządzie organizacji, która z natury jest non-profit. Przyjąłem propozycję i jeszcze tego samego roku, w równie słoneczną co poprzedniego roku jesień, pojechałem ponownie do USA, tym razem do Waszyngtonu, na międzynarodową konferencję Action Learning.
Konferencja w Polsce
Podczas konferencji w USA zarząd WIAL miał swoje spotkanie i w pewnym momencie padło: “Słuchajcie, Brazylia w przyszłym roku nie może zorganizować konferencji. Który z oddziałów mógłby się tego podjąć?” Zapadła cisza. Rozejrzałem się dookoła. Dało się słyszeć bzyczenie jakiejś nieśmiałej muchy, a w mojej wyobraźni przez pokój przetoczył się wielki krzak z amerykańskiego stepu. Więc podniosłem rękę i powiedziałem: “Ja mogę! WIAL Poland zorganizuje konferencję w 2016 roku.” – “Dobrze, niech tak będzie” – padło w odpowiedzi. Choć nigdy w życiu nie organizowałem żadnej konferencji.
“To jest prawdopodobnie najlepsza konferencja jak do tej pory. Gratulacje, Tom” – powiedziała do mnie Bea Carson, ówczesna prezeska zarządu WIAL. Konferencja odbyła się w październiku 2016 roku, w warszawskim hotelu Novotel, a organizowałem ją wspólnie z firmą szkoleniową Certes. Byli prelegenci z USA, UK, Francji, Holandii, Tajlandii i Polski. Było ponad 100 gości z przeróżnych firm i krajów.
Kiedy wracałem samochodem do domu z tej konferencji, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to się nie dzieje naprawdę. Przecież niespełna dwa lata temu pracowałem jeszcze na etacie, w firmie marketingowej i byłem nikomu nieznanym, początkującym trenerem. Teraz prowadziłem WIAL Poland, byłem o krok od rozpoczęcia Szkoły Action Learning w Polsce i powoli stawałem się “tym gościem od AL” (Action Learning).
Pierwsze duże zlecenie
Cofnijmy się na krótką chwilę do lutego 2016. Byłem już po swoim szkoleniu w USA, po konferencji w Waszyngtonie i zaczynałem prowadzić WIAL Poland. Dzwoni telefon: “Dzień dobry, Panie Tomaszu, dzwonię z Banku Pekao SA, czy mogę zająć chwilę?” “Znowu z tymi pakietami dzwonią…” – pomyślałem- “Proszę.”
Dzwoniła Agnieszka z pionu HR z banku. Znalazła mnie w internecie i zaprosiła do pokazania Action Learning swojemu zespołowi w banku. Na drugi dzień. Więc pojechałem. Spodobało się. Po kilku miesiącach dopinania szczegółów, w czerwcu 2016 roku prowadziłem szkolenie certyfikacyjne z Action Learning dla 12 trenerów z banku. Nie sam. Zaprosiłem Bea Carson z USA, bo sam nie miałem uprawnień, aby w całości to poprowadzić. Tamto szkolenie to było pierwsze duże zlecenie, jakie dostałem. A bank Pekao SA do dziś jest ze mną w kontakcie i wiem, że nieustannie korzysta z Action Learning.
Wnioski
W Action Learning chodzi o to, żeby działać i żeby się uczyć, czyli wyciągać wnioski z działań. Jakie są moje? Lubię zasadę mniej znaczy więcej, więc podzielę się trzema:
- Ryzykuj. Jeśli się nie uda, może coś stracisz. Ale jeśli nie zaryzykujesz, nigdy się nie dowiesz, co by było gdyby.
- Bądź śmiały. Jeśli nikt się nie zgłasza, podnieś rękę. Nowe działania to to, co będzie pchało cię do przodu.
- Wspieraj i korzystaj ze wsparcia. Jest bezcenne. Moja Dagmara wspierała mnie przez cały niepewny okres i wspiera do tej pory. Dziękuję jej za to przy każdej okazji, zarówno twarzą w twarz jak i publicznie.