Intuicja czy przeznaczenie
Już na pierwszym semestrze psychologii odkryłam, że psychoterapia zdecydowanie nie jest dla mnie. Zafascynowała mnie za to możliwość zarządzania talentem w organizacjach, dlatego wybrałam psychologię organizacji i pracy.
Pomimo wyboru specjalizacji nastawionej na działania HR-owe, uczęszczałam także na różne zajęcia ze specjalizacji wspierania rozwoju osobowości. To był chyba pierwszy moment, w którym jakaś część mnie wyruszyła w kierunku coachingu, choć nie przypominam sobie, by o nim samym coś mówiono na zajęciach, na które chodziłam.
Drugie ważne wspomnienie, jakie mam, to rozmowa z moją koleżanką, która powiedziała mi, że chce zostać coachem. Cenię ją i jej wiedzę i pamiętam jak dziś, jak zaskoczyła mnie tym stwierdzeniem. W tamtym momencie moja wiedza na temat coachingu była co najwyżej średnia. Pomyślałam, że głupio tak nie orientować się w temacie. Zapewne to coś wartościowego, skoro moja koleżanka planuje zostać coachem. A może tylko to rozważała? Nie pamiętam już. Tak czy inaczej postanowiłam wgryźć się nieco w temat, aby nie być ignorantem i następnym razem móc bardziej rzeczowo porozmawiać na ten temat.
Co ciekawe, moja koleżanka wybrała się na kurs coachingu dopiero wiele lat później. Za to ja zaczęłam zbierać informacje o coachingu i zaciekawiałam się coraz bardziej. Potem doświadczyłam coachingu na sobie i postanowiłam sprawdzić, czy bycie coachem to coś dla mnie. Przekonałam firmę, w której pracowałam, by współfinansowała mi kurs coachingu, bym dzięki zdobytym umiejętnościom mogła wprowadzić coaching do firmy i zostać w niej pierwszym coachem wewnętrznym.
Odkrywanie coachingu w praktyce
Poszłam na kurs. Pierwszy etap, drugi, kolejny i z każdym następnym szkoleniem coraz bardziej czułam, jak bardzo się w coachingu realizuję. Do tego pojawili się pierwsi Klienci. Pracując na etacie jako HR-owiec zawsze miałam czas dla Klientów wewnętrznych w firmie. Jak bym mogła go nie mieć, skoro coaching sprawiał mi od samego początku tyle frajdy.
Pracując z Klientami poczułam jak blisko drugiego człowieka można być podczas coachingu. Jak cudownie jest towarzyszyć drugiej osobie w odkrywaniu siebie i przekraczaniu własnych ograniczeń. Jak niezwykle jest obserwować, jak ludzie rozwijają siebie i formują swoją rzeczywistość na nowo. To zawsze jest takie inspirujące, gdy Klient osiąga więcej niż zakładał w najśmielszych planach. Gdy odkrywa potencjał, którego się w sobie nie spodziewał. Gdy zmienia siebie i wzrasta.
Poczułam to wszystko i się zakochałam. To uczucie tak mocno mnie poruszyło, że chciałam więcej i więcej. Któregoś dnia na moim własnym coachingu pojawiła się w mojej głowie myśl, że mogę mieć więcej, że mogę przecież pracować jako coach. A wtedy coaching nie będzie jedynie małą cząstką mojej pracy HR-owca, ale jej podstawą.
Ta myśl dojrzewała w mojej głowie dłuższy czas (w latach, nie w miesiącach ?). Ważyłam, czy mój zawodowy cel, by być szefem HR-u, wygrywa z chęcią poświęcenia się całkowicie pracy coachingowo – trenerskiej. W międzyczasie zbierałam niezbędne kompetencje i doświadczenia, by być gotową, gdy nadejdzie TEN moment. Bo już dużo wcześniej miałam pewność, że nie jest to pytanie, CZY przejdę na swoje i będę pracować jako coach, ale KIEDY to zrobię.
Idealny moment
Po urodzeniu drugiego dziecka nadszedł idealny moment. Lubię ruch i energię korporacji. Ta energia mnie wciąga, widzę w pracy, którą wykonywałam, sens. Poczułam, że jeśli po macierzyńskim wrócę do korporacji, to bardzo trudno mi będzie z niej odejść. Wyzwania w pracy, fajni ludzie, stałe wynagrodzenie i atrakcyjne benefity. To wszystko tworzy fajny kawałek świata, który lubię. Wiedziałam jednak, że nie wszystko mi się tam podoba i że najbardziej kręci mnie towarzyszenie innym w ich podróży rozwojowej. Skorzystałam więc ze świetnego momentu na jeszcze większe rozluźnienie relacji łączącej mnie z korporacją.
I zrobiłam to. Zakończyłam pracę na etacie i zaczęłam pracować jeszcze bardziej po swojemu.
Blisko ludzi, ich marzeń i wartości. Także blisko siebie. I blisko korporacji, bo niezmiennie lubię ten ruch i tę energię. Tym razem jednak bywam w korporacjach jako coach zewnętrzny. I choć głównie pracuję z większymi firmami, to by doświadczać większej różnorodności pracuję także z Klientami indywidualnymi. I czuję, że na ten moment mojego życia to jest to. A co będzie kiedyś? Tego nie wiem, bo wciąż ewoluuję, ale myślę, że co by się nie działo, coaching pozostanie ze mną.