Czy przytakiwanie się opłaca?
Niektórzy mówią, że lepiej być przytakującym, zwłaszcza tym, którzy rządzą na górze. Twierdzą, że szef jest zadowolony, a czasem wręcz zachwycony słysząc, jakie ma cudowne pomysły. Pewnie często tak jest. Generalnie ludzie lubią otaczać się osobami, które się z nimi zgadzają. Z pewnością są osoby, którym udało się dzięki tej strategii zyskać przychylność przełożonego, może nawet awans. Tylko co wtedy? Pojawia się nowy, inny szef więc znowu trzeba się dostosować i tak cały czas funkcjonuje się bez wypowiadania własnych przekonań i osądów.
Może ktoś tak lubi lub widzi w tym więcej korzyści niż kosztów. Zależy od osoby. Warto jednak wziąć pod uwagę, że takim zachowaniem nie zyskamy autorytetu u przełożonego (może nas lubić, ale to nie znaczy, że będzie nas szanować) ani u swoich podwładnych. Przeciwnie, pracownicy za naszymi plecami będą narzekać i wyśmiewać takie zachowanie. Dla nich bowiem to nie tylko oznacza brak inspirującego szefa, ale, co pewnie bardziej dotkliwe, oznacza ciągłe zmiany decyzji w zależności od tego, komu tym razem ich przełożony chce się przypodobać. Nawet jeśli przytakuje tylko jednej osobie, nadal trudno mówić o spójnej strategii, bo pracownicy nie mają bezpośredniego dostępu do osoby realnie decydującej, a jedynie do swojego szefa, który bez sprzeciwu zgadza się na wszystkie idące z góry pomysły.
Moim zdaniem przy takim podejściu traci się na efektywności – zarówno kierownika, jak i jego zespołu.
Czy wyrażając własne zdanie można zwiększyć swoje szanse na awans?
Nawet jeśli przełożony lubi gdy jego zespół z nim nie dyskutuje, tylko ślepo wykonuje jego polecenia, nie znaczy to, że go za to ceni. Według mnie to właśnie własnym zdaniem można zyskać szacunek szefa i osób „na górze”. Zresztą nie tylko ich.
Moje doświadczenia z kierownikami wysokiego szczebla, prezesami i wyżej pokazują, że nawet jeśli w chwili gdy się z nimi nie zgadzasz, zirytują się czy nawet zdenerwują, to ostatecznie, gdy się uspokoją, doceniają odwagę. Zazwyczaj było tak nawet jeśli wypowiadałam swoje zdanie będąc specjalistą na początku swojej kariery. Oczywiście kwestionując jakąś decyzję zawsze miałam rzeczowe argumenty na poparcie swojej koncepcji. Bez tego odwaga zamieniłaby się niewątpliwie w porażkę.
Szczerością i otwartością w wypowiadaniu swojego zdania można budować swoją pozycję i zyskać szacunek. Im ktoś jest wyżej w hierarchii organizacji tym mniej ma wokół siebie osób, które mówią to, co naprawdę myślą. Jest to pewnego rodzaju szansa dla szczerych osób. Można stać się równorzędnym partnerem do dyskusji: być może nawet jedyną osobą, która powie, co się naprawdę dzieje zamiast „malować trawę na zielono” lub przytakiwać. Jeśli jeszcze uda się przekonać taką osobę „na górze” do swojego zdania, które okaże się dobrą decyzją, to można stać się wręcz cennym partnerem do rozmów. Według mnie takie zachowanie budzi szacunek na każdym poziomie struktury.
Otwarte wypowiadanie swojego zdania buduje też autorytet w zespole. Jako przyszły kierownik masz szansę już teraz o to zadbać. Odważne dzielenie się tym, co myślisz pokazuje Twoją siłę. Osobiście nigdy bym nie awansowała na kierownika „potakiwacza”. Manager ma mieć coś do powiedzenia, przedstawiać swoje rekomendacje, wyznaczać kierunki działania i wnosić nowe perspektywy do rozmów ze swoim przełożonym.
Warto jednak wziąć pod uwagę, że nie wszyscy docenią takie podejście. Zdarzają się osoby mocno zamknięte na inne punkty widzenia i takie, które nie potrafią poradzić sobie ze sprzeciwem lub po prostu lubią, gdy inni widzą tylko ich zalety. Wtedy wypowiadanie swojego zdania może wiązać się z ryzykiem.
Czy warto je ponieść, by otwarcie być sobą? To już pytanie do Ciebie.
A co Ty sądzisz? Czy swobodnie wypowiadasz własne zdanie w pracy?
Jak awansować w korporacji?
Wskazówka nr 6: Miej własne zdanie