Na początku procentuje skuteczna realizacja
Droga do awansu lub własnego przedsiębiorstwa jest zazwyczaj pełna przygotowań, planów i wyzwań. Gdy już mamy upragnione stanowisko kierownika lub zaczynamy działać jako przedsiębiorca możemy różnie się z tym czuć. Prawdopodobnie będzie to mieszanka dumy, zadowolenia z siebie i pewnej dozy niepewności, jak to dalej będzie.
Zazwyczaj jesteśmy wtedy bardzo zmotywowani i staramy się jak najlepiej pracować. Mamy wysokie standardy jakości (a przynajmniej dobrze by było, byśmy je mieli?), poświęcamy dużo czasu na pracę i wkładamy w nią dużo serca. Często nasza wytężona praca wraz z naszymi umiejętnościami prowadzi do pierwszych sukcesów (w końcu ktoś nieprzypadkowo nas awansował /nasza decyzja o przejściu na swoje była przemyślana). Po nich pojawiają się kolejne sukcesy i wydaje się, że nic nas nie zatrzyma.
Zadania są wykonywane z super jakością, klienci zadowoleni, projekty realizowane na czas, zaczynamy zatrudniać kolejne osoby do zespołu, mamy świetne opinie w internecie. Bierzemy kolejne projekty na siebie, biznes się coraz lepiej rozkręca. Żyć nie umierać…
I nagle, zupełnie niespodziewanie coś się zmienia… Zaczyna spadać jakość. Właściwie jeśli my sami nie dopilnujemy wszystkiego, to z naszego działu czy firmy coraz częściej wychodzą buble. Klienci narzekają, niektórzy rezygnują ze współpracy. Dochodzą do nas słuchy, że nasi pracownicy rozglądają się za inną pracą. Staramy się łatać dziury, podwajamy wysiłki, przepraszamy klientów, szefów czy współpracowników. Niestety niewiele się zmienia, a my jesteśmy coraz bardziej zmęczeni. Zaczynamy zadawać sobie pytanie, co poszło nie tak?
Źle ukierunkowane zaangażowanie kierownika czy przedsiębiorcy nieuchronnie prowadzi do błędu
I nagle, gdy z dystansu popatrzymy na to, co robiliśmy, może się okazać, że w swoim zaangażowaniu i chęci działania i osiągnięcia sukcesu zapomnieliśmy, że drastycznie zmieniła się nasza rola. Że jako kierownik już nie ja mam wszystko robić, nie ja mam podejmować wszystkie decyzje, nie ja mam sprawdzać mało istotne dokumenty. Stosując tzw. micromanagement nie tylko demotywuję swoich pracowników (szczególnie tych zdolnych i zaangażowanych, szybko znajdą inne miejsce pracy), ale też tracę na jakości i efektywności. Zwyczajnie przestaję się wyrabiać na zakrętach. I nic w tym dziwnego, gdy próbuję robić robotę za siebie i swoich podwładnych. To równia pochyła w dół.
Wynik: wyhodowanie na własnej piersi zdemotywowanych wolnych elektronów, które lewitują w pracy, bo nie mają nic lepszego do roboty (pozostali już pewnie się wynieśli, a przynajmniej są zaangażowani w szukanie sobie innej pracy), słabe wyniki, zadyszka (nie mam na nic czasu, ratuję kolejne pożary), klienci się wykruszają.
Mogę nie dojść aż tak daleko – utrzymać jakość i klientów, ale zatrzymując swój biznes na określonym poziomie. Pracując w opisany sposób nie jestem w stanie urosnąć dalej nie tracąc efektywności, więc zatrzymuję swój biznes i nie pozwalam mu dalej rosnąć. W przypadku managera niestety nie ma tej drugiej opcji. Korporacja szybko się rozwija i nie chce się zatrzymywać. Prędzej ktoś podejmie decyzję, że mój awans był błędem rekrutacyjnym niż zgodzi się na spadek efektywności.
Jakie jest antidotum?
Zmieniłeś rolę? Zostałeś managerem czy przedsiębiorcą? Gratuluję! Świetna robota! Musiałeś być naprawdę dobry i masz wiele zasobów i talentów. Wykorzystaj je teraz, by dostrzec, co się zmieniło w Twojej nowej roli. Co robiłeś wcześniej, a jest niepożądane teraz? Co warto zacząć robić? Co robić inaczej?
Jako kierownik czy przedsiębiorca to nie Ty jesteś wykonawcą, wchodzisz na wyższy poziom. Planujesz wizję działu czy firmy, tworzysz strategie, planujesz procesy, zarządzasz zasobami. Skupiasz się na zrekrutowaniu właściwych osób, utrzymaniu ich zaangażowania, budowaniu ich wiedzy i umiejętności. Kontrolujesz ich pracę, podnosisz ich skuteczność. Tworzysz infrastrukturę, która zapewni Twojemu działowi czy firmie ciągły rozwój i wzrost, świetne wyniki. Nie uzyskujesz już w tak dużym stopniu rewelacyjnych wyników bezpośrednio swoją pracą, ale poprzez zarządzanie działem (przedsiębiorstwem) i ludźmi, którzy u Ciebie pracują.
Jeśli w porę się zatrzymasz, przeanalizujesz sytuację i zorientujesz się, co się stało, to stosunkowo szybko znowu możesz wejść na ścieżkę sukcesu. Wystarczy złapać odpowiedni kurs. Jeśli doszedłeś tak daleko, na pewno masz zasoby, by sięgnąć po jeszcze więcej. Wystarczy, że zmienisz swój sposób myślenia i skupisz się na właściwych kwestiach do zarządzenia.
To ważne, by mieć świadomość, że w tej drodze nie musisz być sam, a nawet warto byś nie był. Rozejrzyj się wokoło, kto może Cię wesprzeć w tym procesie. Może znasz kogoś, kto z sukcesem przeszedł tę drogę i może zostać Twoim mentorem? Może chcesz poszukać innych perspektyw na spotkaniach z coachem? A może masz jeszcze inny pomysł? Szukaj sprzymierzeńców, wtedy jest znacznie łatwiej.
A jakie są Twoje doświadczenia z obejmowaniem nowej roli? Wpadłeś w opisaną pułapkę? A jeśli nie, to co Ci pomogło jej uniknąć?