Opisem mojej historii zawodowej otwieram nową serię “Kariera po swojemu”.
Każdy tekst to będzie case study, w którym osoba z biznesu opowie o swojej drodze zawodowej i wypracowanych przez siebie strategiach sukcesu.
Wszystko zaczęło się niewypałem
Przez całe liceum uparcie powtarzałam moim rodzicom, że chcę studiować psychologię i zostać psychologiem. Pomysł im się nie podobał, ale przez tyle czasu to powtarzałam, że w końcu przyzwyczaili się do tej myśli.
Gdy przyszło do składania papierów na studia, zwątpiłam w swój pomysł i postanowiłam iść na studia prawnicze. Zszokowani rodzice namówili mnie, żebym chociaż poszła na egzamin, skoro już tyle nasłuchali się o tej psychologii.
Przyjęłam ten argument i poszłam na rozmowę kwalifikacyjną na studia wieczorowe na Uniwersytecie Warszawskim. Tam egzaminem była wtedy rozmowa sprawdzająca predyspozycje do pracy psychologa.
Pomyślałam więc, że jeśli dostanę bardzo dużo punktów i mi się spodoba klimat rozmowy i ludzie, to może jednak wybiorę ten kierunek. Na egzaminie dostałam prawie maksymalną ilość punktów, a rozmowa mnie oczarowała. Więc jednak zdecydowałam się pójść na psychologię…
W pierwszym semestrze wybrałam jak najwięcej przedmiotów, które przygotowywały do pracy psychoterapeuty. I to było najgorsze pół roku w moim studenckim życiu. Rozkładanie ludzi na czynniki pierwsze według przeróżnych teorii psychologicznych okazało się w moim przypadku totalną pomyłką. Dostawałam piątki, ale było to okupione dużą niechęcią z mojej strony.
Postanowiłam przetrwać jakoś dwa semestry, by od nowego roku pójść na italianistykę. W drugim semestrze powybierałam zupełnie inne przedmioty i od razu zrobiło się dużo fajniej.
Postanowiłam dokończyć te studia, by na czwartym roku już absolutnie i bez reszty zakochać się w psychologii organizacji pracy i wspierania rozwoju osobowości.
Wtedy zrozumiałam, że tzw. miękki HR (a przede wszystkim działka szkoleń i rozwoju) to coś dla mnie.
Kto czytał drobne ogłoszenia?
Już na studiach trochę pracowałam, ale moją pierwszą pracą na etacie było koordynowanie szkoleń dla pracowników sieci restauracji. Pracowałam tam całe 3 miesiące i mimo propozycji, by pozostać, odeszłam po okresie próbnym.
Czy miałam już nową pracę? Nie. Ale sposób pracy w tej firmie szalenie odbiegał od moich oczekiwań i po prostu się w niej męczyłam. Może się wydawać, że to była mało rozważna decyzja, ale ja jej tak nie postrzegam (ani wtedy, ani teraz). Zadbałam o siebie i swój komfort psychiczny. Wedle zasady „praca dla mnie, nie ja dla pracy”.
Kolejną firmę znalazłam poprzez drobne ogłoszenia w Gazecie Wyborczej. Byłam tam trenerem i „poszukiwaczem” klientów. Miałam cudownego szefa, jednego ze wspólników firmy.
Wraz ze zwiększaniem się mojej wiedzy w tematyce dostarczanych przeze mnie szkoleń doczekałam się stanowiska Specjalisty ds. Szkoleń. Byłam dumna i blada, chociaż w całej firmie pracowały wtedy tylko 4 osoby.
Był jednak pewien minus. Prowadziłam szkolenia z… rozpoznawania autentyczności banknotów. Super, bo byłam trenerem, ale ja chciałam rozwijać ludzi, budzić ich potencjał.
Szef pozwolił mi stworzyć własne szkolenie dla pracowników banków i kasjerów, ale i tak czekały mnie głównie szkolenia o naszych złotówkach (swoją drogą niewiele już pamiętam i pewnie można by mi było teraz wcisnąć fałszywkę ?).
Czy można awansować ze specjalisty na stażystę?
Gdy byłam na tygodniowym urlopie zobaczyłam, że w moim mieście otworzyła się rekrutacja na Stażystę w Dziale Personalnym w jednej z międzynarodowych korporacji.
Chwilę się zastanawiałam, czy aplikować, bo przecież w CV to degradacja i cofnięcie się w rozwoju. Wiedziałam jednak, że to tylko tak wygląda w CV, bo w środowisku korporacyjnym będę miała okazję nauczyć się o wiele więcej. Jeszcze zanim skończył mi się urlop, zadzwoniłam do szefa, że składam wypowiedzenie, bo korporacja cisnęła mnie, żebym szybko przyszła. Po ok. 9 miesiącach pracy w małej firmie zamieniłam ją na kilka setek pracowników.
W korporacji miałam wreszcie okazję przetestować wszystko, czego nauczyłam się na studiach. Eksperymentowałam i z pełną satysfakcją zajmowałam się rekrutacją, szkoleniami, rozwojem i systemami motywacyjnymi.
Po roku awansowałam na specjalistę i tym samym wróciłam do poprzedniego poziomu stanowiska, ale tym razem w międzynarodowej, znanej korporacji.
Czy było warto zrobić ten zwrot? Zdecydowanie tak! Nawet będąc na stażu miałam dużą swobodę działania, a moja chęć pracy i rozwijania się była nagradzana nowymi projektami. Nagrodami zresztą też. Pracowałam w super firmie, z ludźmi, których lubię i cenię do tej pory.
Z dużą satysfakcją przepracowałam tam ponad dwa lata.
Gdy byłam jeszcze stażystką, w mojej głowie pojawiła się wizja, by zostać szefem HRu, choćby w niedużej firmie.
Postanowiłam więc zbierać niezbędne doświadczenia, by zrealizować swój cel. W obecnej firmie struktura była bardzo płaska, więc nie mogłam nauczyć się zarządzania ludźmi. Poza tym pracowałam w dziale personalnym przy zakładzie produkcyjnym, a to tylko część rzeczywistości biznesowej.
Czy zostawić dobre dla niepewnego?
Postanowiłam brać udział w wybranych rekrutacjach. Byłam już w procesie rekrutacji do HR do jednego z banków, gdy dowiedziałam się o wakacie w międzynarodowej korporacji w miękkim HR w części komercyjnej (sprzedażowej) organizacji. Do tego w ogłoszeniu była informacja o zarządzaniu stażystą.
Było to dokładnie to, czego potrzebowałam. Aplikowałam i dostałam tę pracę. Robiłam to, co lubiłam i uczyłam się zarządzania w praktyce, współpracując ze stażystą.
Niedługo później okazało się, że ten stażysta jest jednak tylko na jakiś czas, bo kolejny ma iść do innego pracownika i tak stażyści zatrudniani na kilka miesięcy mają się rotować miedzy mną a drugim pracownikiem.
Byłam bardzo rozczarowana, bo nie na to się umawiałam. Poszłam do szefowej i powiedziałam jej, że zarządzanie jest dla mnie bardzo istotne i to był jeden z kluczowych powodów przyjęcia tej pracy (a przecież chcieli mnie zatrzymać w poprzedniej).
Zapytałam, czy mogłabym zarządzać osobą pracującą na recepcji zdejmując tym samym ciężar z mojej szefowej, która odpowiadała też za tę działkę. Zgodziła się i z radością dalej uczyłam się zarządzania pracując ze swoim podwładnym.
Nie wiedziałam, czy firma do której przechodzę jest tego warta, nie wiedziałam, czy będę miała fajnych współpracowników, szefa, zadania… Wiedziałam jaki jest mój dalekosiężny cel i wiedziałam, że ze dwa lata dam radę tam popracować i wiele się nauczyć.
Całe mnóstwo osób (łącznie z moją rodziną) mówiło mi, że jestem szalona, że zostawiam taką fajną firmę, w której mam już wypracowaną solidną pozycję, dla nieznanego. Nie rozumieli tego i nie musieli. Dla mnie ta niepopularna decyzja miała sens. Ta zmiana była kolejnym krokiem na drodze do mojego celu.
Mogłam źle trafić. Mogłam. Ale mogłam też trafić dobrze, a pozycję zawsze można sobie wypracować od nowa.
Trafiłam cudownie. Fantastyczni ludzie, atmosfera. Firma na moich oczach rosła i się rozwijała. Dużo i dobrze pracując można było szybko rosnąć i przesuwać się na szczeblach kariery.
Można też było szybko i z hukiem spaść. I niektórzy spadali.
Strategicznie i z inicjatywą
A ja szłam do przodu realizując swój cel. Miałam szczęście trafiać na szefów, którzy doceniali inicjatywę i jakość pracy. Gdy prosiłam o więcej, to dostawałam to.
W sumie spędziłam w tej firmie 10 lat (a planowałam 2-3 lata ?).
Średnio raz w roku zmieniałam stanowisko, czasami idąc w górę, a czasami w bok.
Miałam wizję siebie jako szefa HRu, który dobrze zna różne obszary HR, więc dążyłam do tego, by poznać je wszystkie. Zarządzałam kolejno działem rekrutacji, szkoleń, rozwoju, ale też benefitów i wynagrodzeń i odpowiadałam za employer branding.
Przyznam, że gdy ustaliłyśmy z szefową, że z koleżanką zamienimy się czasowo rolami i będę zajmować się wynagrodzeniami i benefitami, to myślałam o tym z pewnym bólem głowy. Zawsze wolałam rozmawiać z ludźmi niż siedzieć w cyferkach. Wiedziałam jednak, że to mi się przyda.
Ku mojemu zaskoczeniu polubiłam się z Excelem (do tej pory plany finansowe robię w Excelu) i doceniłam tworzenie strategii wynagrodzeń.
Gdzieś w międzyczasie poczułam, że mógłby mi się spodobać coaching. Okazał się strzałem w dziesiątkę. Udało mi się namówić szefową, by współfinansowała mi szkolenie coachingowe, bym mogła potem wprowadzić coaching do naszej organizacji.
I tak się stało. Pokazałam pracownikom, czym jest coaching, ile daje i byłam pierwszym wewnętrznym coachem w mojej firmie. Po mnie pojawili się kolejni.
Przez cały czas w tej organizacji zarządzałam ludźmi. Jedną osobą, dwoma, czterema, a na koniec, jako Dyrektor Działu Personalnego i Administracji, kilkunastoosobowym zespołem.
Gdy wracam myślami do moich planów z czasów bycia stażystką, to przyznam się, że nie miałam śmiałości, by marzyć o zarządzaniu działem HR w międzynarodowej korporacji. Moje plany były mniejsze, ale w czasie zdobywania kolejnych doświadczeń zobaczyłam, że nie muszą takie być. Z otwartością sięgałam więc po więcej.
Kolejny zwrot akcji
W którymś momencie mojej kariery możliwość obserwowania, jak inni rosną podczas coachingu, stała się dla mnie jak powietrze. Chciałam tego więcej i więcej aż zdałam sobie sprawę, że etap szefa HRu mam już za sobą.
Że to, co gra mi w duszy, to wspieranie innym w dojściu zawodowo tam, gdzie chcą. Dlatego mimo benefitów, etatu, bezpieczeństwa i fajnej pracy postanowiłam po macierzyńskim nie wracać do korporacji. Wybrałam wspieranie innych i bycie przedsiębiorcą.
Teraz pomagam innym osobom uwierzyć w swoją siłę i w to, że da się żyć zawodowo po swojemu, czyli zgodnie z talentami, aspiracjami i wartościami danej osoby.
Da się, gdy zrobisz to z głową (mądrze planując i konsekwentnie idąc do celu) i gdy samemu sobie na to pozwolisz.
Świat zachęca do powtarzalności, odtwarzania, działania jak wszyscy. Ale Ty możesz się wyłamać i żyć po swojemu.
Jeśli nie uwierzysz, że możesz, to świat Cię wessie i powie, że się nie da. Bo tak jest łatwiej. Ale to nieprawda. Możesz – jeśli sobie na to pozwolisz i o to zawalczysz.
PYTANIA I ODPOWIEDZI
– Co byś zmieniła albo zrobiła inaczej w swojej karierze?
MK – Od razu przychodzą mi do głowy dwie rzeczy.
Po pierwsze, to, że ostatecznie odnalazłam psychologię organizacji i pracy wyszło pół-przypadkiem. Całe liceum widziałam siebie na psychologii, ale docelowo jako psychoterapeutę. A wystarczyło mi kilka naprawdę początkowych zajęć na studiach, by stwierdzić, że to nie jest dla mnie.
To było dość dawno temu i szczerze mówiąc już nie pamiętam, jak wymyśliłam tego psychoterapeutę, ale ewidentnie się pomyliłam. Mając tę wiedzę, co teraz, na pewno zrobiłabym lepsze rozeznanie tematu. Porozmawiałabym ze studentami odpowiednich specjalizacji, pracującymi już psychoterapeutami, może wybrałabym się na kilka spotkań do takiej osoby. Na pewno zgłębiłabym szczegółowo „z czym to się je”.
Myślę, że przejrzenie przykładowych prac studenta nawet pierwszego roku z tej tematyki już by mi pokazało, jak bardzo się myliłam snując plany zostania psychoterapeutą.
Na szczęście psychologia to też rozumienie funkcjonowania organizacji, szkoleń, motywowania pracowników. I to mnie zachwyciło.
Niewiele brakowało, a odeszłabym z psychologii zanim znalazłam tę jej część, która mnie zafascynowała. Nie rozegrałam tego strategicznie. Po prostu miałam trochę szczęścia.
Chyba można powiedzieć, że wiedziałam, że gdzieś dzwoni, ale nie wiedziałam dokładnie gdzie i co ?
– Czy i w jakim stopniu wiedza psychologiczna, którą nabyłaś podczas studiów, była pomocna i spowodowała np. że szybciej i bez większych problemów udało się Tobie odpowiednio pokierować Twoją ścieżką zawodową?
– To dość trudne pytanie. Bo z wiedzą psychologiczną jest tak, że trudno ją oderwać od siebie i rozgraniczać, na co wpływa, a na co nie.
Odpowiedziałabym więc, że tak, w pewnym stopniu. Wiedza psychologiczna generalnie przydaje się w życiu. Dlatego uważam, że jeśli ktoś nie wie, na jakie studia się udać, to psychologia jest fajnym kierunkiem, bo uczy rozumienia człowieka. Nie trzeba wybierać przedmiotów z psychologii klinicznej, a pozostałe uczą mechanizmów, które widzi się na co dzień i fajnie jest je rozumieć.
W moim przypadku jednak większe znaczenie dla mojej kariery zawodowej miało zafascynowanie się procesami w organizacjach, szkoleniami, systemami motywacyjnymi.
Bardzo szybko uznałam więc, że w związku z tym praca w dziale personalnym jest czymś dla mnie. To dzięki odkryciu tej pasji moja ścieżka kariery jest taka spójna.
Patrząc na moją ścieżkę zawodową z perspektywy czasu wydaje się ona przemyślana od samego początku (choć, jak już wiesz, niezupełnie tak było ?): studia dotyczące psychologii organizacji i rozwoju pracowników, a potem ścieżka HR-owca.
Moim zdaniem najważniejsze w kierowaniu swoją karierą zawodową jest odkrycie tego, co chce się robić (co jest Twoją pasją, co jest Twoim talentem, co współgra z Twoimi wartościami) i wiara w to, że dasz radę i warto o to walczyć.
– Czy nie bałaś się podjąć decyzję, że zostawiasz bezpieczną pracę dla nowej, nieznanej, czy opuścić etat, by pracować na swoim?
MK – ??? Oczywiście, że za każdym razem podejmując trudne decyzje w mojej karierze miałam obawy. Raz było ich więcej, a raz mniej.
To, co mi pomagało, to fakt, ze wiedziałam po co to robię, że ten powód był (jest) dla mnie ważny i że mam wiarę w to, że potrafimy wpływać na okoliczności. Czasami one nas zaskakują, ale zawsze możemy dokonywać wyborów.
Praca jest według mnie wyjątkowo prostym środowiskiem. W tym sensie, że mamy duży wpływ na sytuację, w jakiej jesteśmy. (Wiem, wiem, wiele osób uważa przeciwnie ?).
Inaczej jest np. z poważnymi chorobami, które pojawiają się niekiedy niespodziewanie i często niestety możemy im przeciwdziałać tylko w ograniczonym stopniu. W pracy naprawdę mamy szalenie duży wpływ na to, co się dzieje, co robimy, gdzie pracujemy, co osiągamy. Inna sprawa, czy sobie to uświadamiamy i z tego korzystamy. Często niestety nie.
Staram się, by strach w niedużym stopniu wpływał na moje decyzje. W jakimś stopniu tak, bo nie chcę rzucać się w przysłowiową przepaść bez spadochronu, ale by nie ograniczał mojego potencjału. Dlatego w trudnych decyzyjnie sytuacjach zadaję sobie pytanie, co bym zrobiła, gdybym się nie bała. Wtedy widzę prawdziwszą perspektywę.
– Zastanawiam się, jak Ci się udało przekonać nowego pracodawcę, że chcesz zostać stażystą po tym, jak byłaś specjalistą. Mam wrażenie, że rekruterzy raczej nie zapraszają na rozmowy osób „przekwalifikowanych”, bo boją się, że szybko się znudzą i uciekną.
MK – Słuszna uwaga. HR-owcy faktycznie nie są chętni, by zatrudniać przekwalifikowanych pracowników. To się po prostu nie sprawdza. W mojej sytuacji „przekwalifikowanie” było jednak tylko na papierze. Nie miałam kłopotu, by przekonać swoją przyszłą szefową, że zamiana szkoleń na zajmowanie się całym miękkim obszarem HR i do tego przejście z malutkiej firmy do korporacji, to dla mnie tak naprawdę szansa na rozwój. Było to oczywiste i dla mnie i dla niej ?